Strony

31 paź 2014

Czy Orange ma fashion?

Autor zdjęcia: topfer
Kontrowersyjna kampania z udziałem najpopularniejszej polskiej blogerki modowej podzieliła blogerów i ich czytelników. Jedni grzmieli, że to koniec blogosfery. Inni zachęcali: we need to go deeper. Czyżby pomarańczowy przestał być modny?

O co chodzi? W pierwszej połowie października jedna z najpopularniejszych polskich blogerek modowych Julia „Maffashion” Kuczyńska napisała na swoim fanpage'u na Facebooku, że skradziono jej telefon. Po jakimś czasie zaczęła publikować zdjęcia, które robił rzekomy złodziej, nieświadomy tego, że telefon Julii ma automatyczny backup danych do chmury. Złodziej cykał fotkę, fotka leciała do chmury, Julia wygrzebywała ją z chmury i wrzucała na Fejsa. Internet toczył bekę z "tępego złodziejaszka", bo zdjęcia faktycznie były bardzo tandetne.

Historia śmieszna i całkiem prawdopodobna? Owszem, tyle że nieprawdziwa.

W niedzielę 26 października oficjalnie ogłoszono, że cała ta akcja jest ustawką z firmą Orange, mającą promować ich usługę Orange Cloud, czyli właśnie przechowywania danych w chmurze.

Internet zagrzmiał jeszcze głośniej, tym razem głosem oburzonych wkrętem, a także tych, którzy uważają, że nic się nie stało.

Tylko czy faktycznie nic się nie stało?

Czy to koniec blogosfery?
Przez trzy dni od ujawnienia kulisów akcji Maffashion/Orange przyglądałem się polaryzacji stanowisk co bystrzejszych blogerów (tu znajdziecie linki do najważniejszych), którzy na gorąco komentowali tę w sumie dość zaskakującą akcję. Niby przeprowadzona w kanałach social media i skierowana do tych, którzy i tak głównie "siedzą w Internecie", wypłynęła też do mediów tradycyjnych. Zrobił się spory szum, pojawiały się też coraz poważniejsze pytania:
  • Czy akcja ta nie nadszarpnie zaufania do Maffashion?
  • Czy nie będzie skazą na wizerunku Orange Polska?
  • Czy nie będzie miała negatywnego wpływu na wizerunek całej blogosfery?

Sam miałem mieszane uczucia.

Rozsądną ocenę sytuacji znalazłem w komentarzu Pawła Tkaczyka, specjalisty od budowania silnych marek, który zashare'owałem u siebie na profilu w środę, 29 października:

Post użytkownika Marcin Perfuński.



Warto przeczytać go w całości. Okazało się, że mimo iż upłynęły już trzy dni od ujawnienia szczegółów kampanii, temperatura dyskusji nie zmalała. Widać to w komentarzach pod powyższym postem, sprawdźcie sami.

Blogerzy, nic się nie stało!
Trudno się dziwić. Dla wszystkich nas, blogerów, to nowa sytuacja, stąd niepewność w ocenie zjawiska. Z jednej strony akcja odniosła sukces (ogromne, kilkudniowe publicity), z drugiej podzieliłem wątpliwości Pawła co do późniejszej wiarygodności Maffashion. Bo w to, że sprawa wpłynie negatywnie na całą blogosferę, raczej nie wierzę. No, chyba, że takie akcje będą powielane (bo czemu nie, skoro zadziałało?), wtedy skala utraty zaufania do blogerów będzie ogromna. 

Dzień później, gdy już przespałem się z tematem, postanowiłem dorzucić swoje trzy grosze do sprawy:


Post użytkownika Marcin Perfuński.


A może jednak coś się stało? 
Po opublikowaniu powyższego komentarza odezwała się do mnie Monika Czaplicka, która na kryzysach w mediach społecznościowych zna się jak mało kto. Dzień wcześniej opublikowała u siebie na blogu profesjonalną analizę sprawy.

Bardzo sobie cenię opinie Moniki, więc poprosiłem o pozwolenie na opublikowanie jej komentarza. To bardzo dobre podsumowanie tej akcji.
Na zdjęciu: Monika Czaplicka
Masz dużo racji w tym co piszesz. Z Kominkiem, co do pewnych kwestii się nie zgadzam. A co tego, że Maff nie jest "blogerką zaufania" - jej czytelnicy są różni. Fakt, że większość nie pisała oburzona (chociaż były negatywne głosy u niej na Fejsie), to może, podkreślam może, kwestia ludzi. Że po prostu takich rzeczy nie wylewają, pisząc np. "oszukałaś mnie, szmato!". Może też cenzurowała?

Bardziej chodzi o inne rzeczy. Pierwsza to przesunięcie granic - znowu odrobinkę. Był Danio z porwaniem, teraz jest to, za chwilę będzie znowu coś, bo czemu by miało nie być? Bo ludzie będą się pieklili? Myślę, że po to ludzie tak reagują, żeby pokazać, że im się to nie podoba i żeby nie powtarzać takich rzeczy. Kasa dla blogera jest dobra, ale etyka też.

A druga sprawa - nie wiem jak sobie wyobrażacie utratę wiarygodności blogosfery. To nie będzie proces, że tysiące ludzi nagle masowo postanowią przestać czytać blogi, albo ogłoszą, że blogerzy to szuje. Nie. Jeśli następnym razem ktoś wyzna, że ma depresję (jak Ida), to inni pomyślą, że stoi za tym Deprim czy inne leki. Albo jak Ty wrzucisz recenzję, to się zastanowię czy ktoś Ci zapłacił za wybór tego, czy innego narzędzia/książki/filmu.

Utrata zaufania to takie kamyczki. Kilka to nic złego (nikt nie jest idealny), ale w kupie tworzą lawinę, że się posłużę metaforą. Paweł Tkaczyk też dlatego powoływał się na przypowieść o wilku. Dopiero za którymś razem ludzie przestali wierzyć. 

Pamiętajmy, że czytelnicy Maff to jedno, ale ona nie żyje pod kloszem. Obserwują to inni ludzie:
  1. Blogerki, które nie mają takiego wyczucia i obycia jak Maff. Nie widzę przeszkód, żeby jakaś firma Dupex czy inny pan Zbyszek zaczął współpracę z Cyckonelką czy inną Mózgrittą i żeby wspólnie robili coś podobnego, ale ciut innego. [Bynajmniej nie odnoszę się Elizy czy Matyldy, bo one ogarniają. Fashionelka zresztą zrobiła fajną akcję z Wedlem. Ale tyle powstaje tych szafiarek/lajfstajlistek i innych i każda z nich wierzy, że jest drugim Tomczykiem...]
  2. Czytają to inni ludzie, dla których to było po prostu niesmaczne, żeby żerować na ludzkich instynktach (niesienia pomocy) dla kasy. I rację ma Tomek, że kasa jest fajna. Ale Orange skrzywdziło ludzi tym kamyczkiem zaufania i to mała rysa, ale w końcu tafla pęknie od tych rys. Przekraczanie granic jest fajne, ale w dobrym kierunku, a nie przesuwając dozwoloną granicę etyczną. Bo granie na ludzkich emocjach w NGO to prawie jedyne narzędzie, które im zostało - tam, jak na ironię, kasy nie ma. I wkręcanie, że ta akcja została zrobiona po to, by mówić o bezpieczeństwie, jest bardziej dorabianiem ideologii do rzeczywistości. Eliza wyrzucała z kieszeni portfel. Jak ktoś podniósł, to dostawał czekoladę Wedla. Żerowanie na emocjach jak się patrzy, ale jakoś inaczej. Swoją drogą, ciekawe co robili z tymi, co chcieli zajumać kiese. ;)
  3. Prawnie ta akcja jest śliska - czytałeś komentarze prawnika u Tkaczyka. To jednak znowu budzi niepokój, a Orange bardzo walczy z wizerunkiem, w którym klienci mają co do jego uczciwości wątpliwości.
Źródło: PawelTkaczyk.com
I na koniec - nie wierzę, że nie dało się tego zrobić inaczej, żeby nie robić w konia czytelników. Ale ktoś pomyślał, że będzie szałowo i śmiechowo, więc wyszło jak wyszło. Zawsze powtarzam - śmiej się z klientami, a nie z nich.

Jak teraz myślę - akcja Fashionelki i Wedla była fajna, bo jak ktoś oddawał portfel, to otrzymywał nagrodę za uczciwość. Nie wiem co robiono potencjalnym złodziejom, ale na pewno czuli się źle.

W akcji Maff i Orange to właśnie ci, którzy się przejęli i chcieli zaangażować, zostali z ręką w nocniku. To oni zostali wkręceni. Ci, co mieli to w nosie, mogą patrzeć z boku i się śmiać. Nie mówię, że reklama ma misję społeczną uczenia postaw obywatelskich, ale to jest ta podskórna różnica.

Nawiązując do wypowiedzi Tomka - w przywoływanej kampanii pokazywano, że nietypowe zachowania mogą wiązać się z chorobą. Ludzie byli wkręcani, żeby powiedzieć im na końcu: zanim pomyślisz, że wariat, zastanów się. Może ten ktoś jest chory. Może potrzebuje Twojej pomocy.

W akcji Maff/Orange masz komunikat: chciałeś pomóc/przejąłeś się? Wkręciliśmy Cię, kup chmurę, to nie stracisz danych. To nie kwestia kasy. To kwestia intencji i promowanych postaw.






 






 Marcin Perfuński
arenakultury@gmail.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz