Gdy wybierałem się do
kina, określiłem cel w trzech punktach:
1. zjeść popcorn,
2. wypić colę,
3. a może film do
tego?
Zapytałem Was na
fanpage'u o to, który z aktualnych blockbusterów wart jest
obejrzenia: „Wolverine”, „R.I.P.D. Agenci z zaswiatów” czy „Elizjum”.
Początkowo chciałem iść
na „Wolverina”, bo już schodził z kin. Rosomaka kocham miłością
wybaczającą nawet TAKIE porażki. Spojrzałem jednak na recenzje i
oceny (gorsze od poprzednika). Obejrzałem jeszcze raz trailer.
Zapowiadał film zbyt napuszony i zrobiony zbyt na serio. Ej,
poluzujmy wentyl, wszak chodzi o faceta, któremu wysuwają się z
łap pazury, a zamiast kości ma adamantium! Obejrzę go na DVD.
„R.I.P.D...” początkowo
nikt nie polecał. Wystarczyło jednak włączyć trailer, by dojść
do kilku wniosków:
- to oczywisty klon „Facetów w czerni”;
- będzie śmiesznie, będzie efektownie, będzie bez sensu;
- wraz z końcem napisów ja zapomnę o filmie.
Michał
to potwierdził, więc film skreśliłem z listy. Nie o to, nie o to…
Zostało
„Elizjum”. To był znakomity wybór!
W niebie jak w domu! Po prawej Wisła, po lewej Pola Mokotowskie. Pałacu Kultury i Nauki jeszcze nie ma, ale jak machniemy Żagiel Libeskinda, to i na pomnik socrealizmu miejsce się znajdzie. |
Niebo do wynajęcia
Najpierw oficjalny opis:
W roku 2154 obok siebie żyją: bardzo bogaci ludzie na sztucznej stacji Elysium i reszta na przeludnionej, zniszczonej Ziemi. Sekretarz Rhodes (Jodie Foster) za wszelką cenę chce zachować luksusowy styl życia obywateli stacji. Ziemianie podejmują próby przedostania się na Elysium. Jeden z nich Max (Matt Damon) zgadza się podjąć niebezpieczną misję, która może nie tylko ocalić jego życie, ale także wprowadzić równowagę na świecie.
W minirecenzji nafanpage'u oceniłem „Elizjum” na 7/10. Byłem zły na twórców,
że świetny do pewnego momentu film science fiction schrzanili tak
amerykańskim zakończeniem, więc z marszu obniżyłem ocenę o
jeden punkt. Teraz, gdy emocje już opadły, wracam do oceny 8/10. To
naprawdę dobre kino, z całkiem spójną historią, bez większych
dziur logicznych (są, ale nie rażą), ze znakomitymi, naprawdę
znakomitymi efektami specjalnymi.
Piekielne niebo
Warto obejrzeć film w
kinie, by docenić jego stronę wizualną. Widać, że scenografowie
konsultowali z twórcami efektów specjalnych nie tylko każdą
scenę, ale każdą klatkę! Właściwie nie widać momentów, w
których kończą się dekoracje „analogowe”, a zaczynają
cyfrowe. Pod tym względem filmowi nie da się nic zarzucić.
Perełka!
Favele raju
A egzoszkielet wkręcimy ci wkrętarką przez ubranie. Nie bój żaby, to normalna praktyka. |
Jednak to nie na
piekielnej Ziemi, ale w niebiańskim Elizjum rodzi się największe
zło. Prosta ludzka słabość – pragnienie rządzenia – skłania
sekretarz Delacourt (Jodie Foster) do zorganizowania zamachu stanu i przejęcia
władzy. Misterny plan zahacza o Ziemię, ale Delacourt nie martwi
się tym. Gardzi mieszkańcami planety i ani przez chwilę nie widzi
w nich zagrożenia. Ale, ale – to właśnie spośród Ziemian
wyjdzie mesjasz, który obali dotychczasowy system.
Recydywista w niebie
Ciekawy jest główny
wątek filmu, choć jego założenia początkowo wydawały się
karkołomne. Bo czy da się wiarygodnie opowiedzieć o człowieku,
który w ciągu pięciu dni z recydywisty zmienia się w ostatnią
nadzieję ludzkości? Teoretycznie nie (i tu pojawiają się
wspomniane dziury logiczne), ale w praktyce wyszło to tak zgrabnie,
że nie zwracamy uwagę na niektóre niedorzeczności. Dajemy się
porwać opowiadanej historii i kibicujemy głównemu bohaterowi,
chociaż… czy ktokolwiek wątpi, że mu się nie uda?
Mesjasz mimo woli
No tak, może i grałem Murdocka w "Drużynie A", ale jak zrobię kilka groźnych min, to będę najczarniejszym z czarnych charakterów! |
Max pozwala się złapać
i pozornie umrzeć dla sprawy. Pozornie, bo w praktyce rozsadza złych
od środka i zmartwychwstaje. Hmm, gdzieś już słyszeliśmy podobną
historię, prawda?
O finale nie będę
pisał, bo znowu się zdenerwuję. Jest epicko, amerykańsko i
wzniośle. Znacznie ciekawsze jest pytanie o to, co było potem. Co
się stało z Elizjum, gdy już zostało otwarte dla każdego? Raczej
małe szanse, że jego nieskazitelność została zachowana, albo że
sterylność elizjańskiego nieba harmonijnie zmieszała się z
naturalnością mieszkańców Ziemi.
Reżyser nie kłopocze
się takimi pytaniami. Satysfakcjonuje go fakt, że system kastowy
został skasowany, a po resecie w jego miejsce powstało coś na wzór
neosocjalizmu. Wszystko jest dostępne dla wszystkich. Utopijna to wizja
i bardzo naiwna…
Koniec końców jednak do
„Elizjum” nie zniechęcam, ale zachęcam. Marsz do kin, póki go
grają! Obejrzenie filmu na DVD będzie jak puszczenie meczu w
telewizji – niby to samo się dzieje, co na stadionie, ale nigdy
nie poczujesz tych emocji…
OCENA: 8/10
ʘʘʘʘʘʘʘʘʘʘ
EFEKTY:
Zdecydowanie
najmocniejsza strona filmu. Najfajniejsze są lądowania statków na
Elizjum (te wirujące listki!) i na Ziemi (kurz i pył prawie jak w
3D). #jaramsięjakdzikakunawagreście
AKTORSTWO:
Jak na recydywistę Matt
Damon jest zbyt chłoptasiowaty, za to Jodie Foster to korposucz
jakich mało! Aktorsko odwalili kawał dobrej, choć rzemieślniczej
roboty.
POMYSŁ:
Ciekawa, ale dość
prosta wizja przyszłości. Czarno-biały podział świata
determinuje postawy bohaterów, z których żaden nie ma dylematów
moralnych.
Pozdrawiam,
Marcin Perfuński
Zapraszam do polubienia fanpage'a ARENA KULTURY:
www.facebook.com/ArenaKultury
Bądź na bieżąco z tym, co dzieje się na blogu. Otrzymuj informacje, które na blogu nigdy się nie znajdą. Transmedia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz